Orbita N

Orbita N zjawiska paranormalne i tajemnicze


#1 2015-12-11 18:19:14

Piotr Gadaj

Administrator

Punktów :   

Bliskie spotkanie z UFO Jana Wolskiego Emilcin 1978

10 maja 1978 r. był chłodny, środowy poranek, około 7:20 furmanka Jana Wolskiego wjechała na leśną drogę wiodącą w kierunku jego gospodarstwa. Mężczyzna wracał z sąsiedniej wsi po wizycie z klaczą u rozpłodowego ogiera. Ustalona przez niego trasa prowadziła obok należącej do niego polany obsianej niedużym zagonem zboża. Wjechawszy między drzewa, Wolski zauważył dwie humanoidalne postaci, które wziął początkowo za myśliwych lub harcerzy.
„ Jak oni usłyszeli turkotanie wozu, to zaczęli się na mnie odwracać i spoglądać do tyłu, i jak podjechałem bliżej, to zobaczyłem te ich zielone twarze - mówił Wolski w pierwszej rozmowie z Blanią-Bolnarem. - No to wtedy mnie zdziwiło. Ale […] jadę dalej. Tam był taki strumyczek, czyli potok, choć wtedy same błoto tam było. Oni chcieli przez to błoto przeskoczyć, ale jeden trochę w nie wdepnął. Niedużo. I zaraz za tym strumyczkiem rozeszli się na boki i wsiedli mi z obu stron na furę. Zgrabnie tak, sprytnie wskoczyli”
Nietypowy wygląd i egzotyczny język pasażerów sprawiły, że Wolski nie śmiał ich przepędzić. Jak mówił, ciemnymi skośnymi oczyma i wydatnymi kośćmi policzkowymi istoty przypominały mu widzianych kilkadziesiąt lat wcześniej Azjatów. Dziwna była za to ich skóra: w nieosłoniętych miejscach, tj. na dłoniach i twarzy widać było, że ma zielonkawo-oliwkowy odcień. Resztę ciała humanoidów opinał czerniawy, jednoczęściowy kostium, na karku okrywający coś w rodzaju "garbu", a na nogach przechodzący w kanciaste "buty". Drobni humanoidzi byli niżsi od mierzącego 1,64 m rolnika i sięgali mu mniej więcej do nosa.
Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów siedząca obok furmana istota gestami skłoniła go do zatrzymania się. Klacz wydawała się podenerwowana rozchodzącym się w powietrzu "buczeniem", które, jak się okazało, generował metaliczny pojazd wiszący kilka metrów nad leśną polaną. Kształtem przypominał on wielki błyszczący "chlebak" - prostopadłościan o lekko wypukłym dachu, w którego frontowej ścianie znajdował się prostokątny otwór wejściowy. Spod niego, na cienkich linkach, opadała ku ziemi platforma nazwana przez Wolskiego "windeczką". Charakterystycznym elementem latającej maszyny (która kształtem przypominała świadkowi autobus) były też "wiry" - ruchome pręty-świdry, wychodzące w górę i w dół z czterech struktur po bokach.
Po zejściu z wozu i przywiązaniu konia Wolski został odeskortowany w stronę UFO i poproszony o wejście na windeczkę. Nie bez obaw postawił nogę na stopniu chybotliwego mechanizmu, który w mgnieniu oka, wraz z jednym z humanoidów, uniósł go do drzwi. „Kiwnął ręką, żeby wchodzić - mówił Wolski, o tym, co działo się potem. - No to ja wszedłem i dopiero mnie posunął tak ze dwa metry dalej, troszeczkę na lewo, w ten pojazd. I tak pokazuje, żebym się rozbierał. Ja miałem taką jesionkę, rozpiąłem te jesionkę…”
Wnętrze kabiny było ciemne, surowe i prawie puste. Rozchodził się w nim dziwny, przenikliwy zapach. Świadek zauważył jedynie kilka kanciastych ławeczek przymocowanych linkami do ściany oraz dwa otwory, w które co jakiś czas operator wkładał zakończony czarną kuleczką "pręt". Nie było tam żadnych urządzeń sterowniczych, zegarów, mierników czy iluminacji; podłoga wydawała się gładka, lecz nie śliska, sufit zaś rozpościerał się niewysoko nad głową Wolskiego. W środku czekali dwaj inni identyczni humanoidzi; dopiero po chwili windą wjechał do środka czwarty załogant pozostawiony na dole. Oprócz jesionki nakazano Wolskiemu zdjąć sweter, koszulę i pozostałe elementy odzienia. Rozglądając się po kabinie maszyny zauważył on miotające się po podłodze czarne ptaki, które nazwał "gawronami" - wyglądające na żywe, choć sparaliżowane.
Kolejny etap pobytu na statku wiązał się z "badaniem" Wolskiego przyrządem wyglądającym jak dwa siwe "talerzyki", które trzymał w ręku jeden z ludków. Po zakończeniu procedury mężczyźnie dano do zrozumienia, że może się ubrać. Wspominał on o jeszcze jednym interesującym szczególe - tworze w formie sopla trzymanym przez jedną z istot, z którego pozostali uszczykiwali po drobince i wkładali do ust: „I oni, wie pan, tam jedli… […] Jak pan uważa, lody u dachu, sople, co to od deszczu namarzają. Przezroczyste, białe to było. I tamci tak łamali po troszku. Łamali po troszku i jedli. To się ukruszało cicho jak ciasto - takie twardsze. […] I jeden się mnie pyta. Tak nie pyta się, tylko pokazuje tak na mnie, czy będę to jadł. Ale mnie się, wie pan, kiwnęło głową, że nie - powiedział Wolski”
Opuściwszy pojazd tą samą drogą, jaką się do niego dostał, 71-latek wsiadł na wóz i wrócił do wsi, opowiadając o zajściu rodzinie. Nie widział momentu odlotu obiektu. Gdy odjeżdżając ostatni raz rzucił okiem w jego stronę, ujrzał wyglądające z drzwi zielone twarze. Syn Wolskiego, Józef oraz sąsiad Bolesław Miotła, którzy kilkanaście minut później zjawili się na polanie, nie zobaczyli już istot, ani ich pojazdu. W odległości ok. 800 m. od zdarzenia na dworze bawiło się dwoje dzieci, kilkanaście minut po godz. 8-ej było słychać huk, który słyszała także matka dzieci, która była w tym czasie w domu, po czym 6 letni chłopiec widział lecący z kierunku polany omawiany obiekt, przez którego okno było widać jedną z  istot. Gdy obiekt minął podwórko wzbił się pionowo do góry i zniknął, wówczas pojawił się huk, który słyszały jeszcze dwie inne osoby.

Offline

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.b1.pun.pl www.bk-sas.pun.pl www.darksoldiergry.pun.pl www.tvnmajka.pun.pl www.zsz1.pun.pl